Witajcie Kochani!
Coś długa przerwa znowu się mi trafiła, ale ostatnio wysokie obroty i czasu brak. Robię po kolei to co na dany dzień najpilniejsze a wieczorem kiedy mam dopiero czas na bloga, padam i zasypiam, tak też było i wczoraj, ale dzisiaj się zawzięłam chociaż mało brakowało i zasnęłabym kolejny raz.
Dzisiaj będzie trochę o druciakach, a konkretnie o drucianym koszu, który zupełnie przypadkowo wyszperałam w sieci.
Zobaczycie też jak powoli wprowadzam czarne akcenty do naszego domu i muszę przyznać, że jest mi z tym całkiem dobrze.
Dzisiaj będzie trochę o druciakach, a konkretnie o drucianym koszu, który zupełnie przypadkowo wyszperałam w sieci.
Zobaczycie też jak powoli wprowadzam czarne akcenty do naszego domu i muszę przyznać, że jest mi z tym całkiem dobrze.
Takiego kosza szukałam już od dawna, co ja piszę, nie takiego, w zasadzie każdego w dużym rozmiarze ;) ale ceny sięgające stówy lub więcej nie do końca do mnie przemawiały, więc co jakiś czas szperam w sieci czy aby czegoś ciekawego nie rzucili dla takich jak ja.
Ten kosz jak widać jest wykonany z siatki ogrodzeniowej, podobno służył do przechowywania jabłek (o ile dobrze pamiętam) i został przez sprzedającego pomalowany na biało.
Przeglądając inspiracje w stylach mi ulubionych zawsze zachwycam się wszelakiego rodzaju metalowymi koszami i pojemnikami, zwłaszcza w kolorze szarym lub czarnym.
Nie jest to z pewnością taki kosz jaki bym chciała, ale ten też jest fajny i myślę, że jeszcze w wielu stylizacjach mi posłuży.
Ostatnio stopniowo i na próbę wprowadzałam czarne akcenty i zauważyłam, że świetnie się prezentują, podkreślają bazę i dodają pazura ;)
Witrynka znowu w nowej aranżacji, tym razem w roli głównej goździki z naszej działki i książka Miny z Villa Vanilla, która jest moją ulubienicą ;)
Mąż postukał mi po głowie kiedy kilka miesięcy temu przyniosłam ją do domu, no bo przecież kto przy zdrowych zmysłach kupuje książkę, która sporo kosztuje i napisana jest w języku, którego nie zna się na tyle, aby swobodnie ją czytać :D
Pisałam do Miny ale niestety nie miała możliwości wydania książki w języku angielskim.
Ale dla mnie to nie problem, i tak wracam do niej za każdym razem kiedy siadam w salonie i delektuję się Jej pięknymi aranżacjami tak, jak na przykład w ubiegłą niedzielę, kiedy mąż zrobił mi zdjęcie, całkiem fajne zresztą ;)
No to tradycyjnie już chyba ślę do Was dobre słowo na niedzielę, bo północ już za nami ;) a ja zdradzę Wam, że kolejna wiosna za mną, oj tak :)
Do miłego Moi Mili, mam nadzieję, że tym razem będę mogła szybciej napisać kolejny post.
No comments:
Post a Comment